Volvo S60 - całkiem szybka limuzyna
2016-02-02 08:10
Volvo S60 © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Genialne Volvo XC90 T6 AWD Inscription
Odbierając kluczyki do smerfowo-niebieskiego Volvo S60 T6 byłem przekonany, że to Polestar. Oczywiście nie ten ekstremalny, 500-konny, ale 350-konny, nadal bardzo szybki, z trzylitrowym silnikiem ustawionym poprzecznie. Według tego, co wiedziałem o tym aucie, powinien on zwijać asfalt do setki w 4,9 sekundy. Być może mój błąd, że nie próbowałem od razu zapytać o to sympatycznej pani przekazującej mi auto do testu, ale przekonanie to przekonanie. Jak już odpaliłem i nie usłyszałem prawie nic w stosunku do odgłosów, jakie prezentuje przeciętne współczesne auto – żadnych pomruków, dzikich strzałów, nawet pięknego mruczenia – zacząłem się zastanawiać w czym tak naprawdę siedzę. Po 50 kilometrach ziarno niepewności spęczniało. Pierwszy przystanek na stacji, smaczny hot-dog na Lotosie (ups, product placement), rzut oka do dowodu i przeniesienie tej wartości do kalkulatora. I? I wszystko się wyjaśniło. To nie Polestar, ale T6 z pakietem podwyższającym moc o 25 KM. Uff, bo już się bałem, że szwedzki bulterier ma aż tak spiłowane pazury.Mimo wszystko prezentowane Volvo to nadal bardzo szybki samochód. 329 KM generowane przez 3-litrową jednostkę wystarczają w zupełności do bardzo żwawej jazdy. I warto tu podkreślić liczbę określającą pojemność tego silnika. Volvo przez jakiś czas oferowało bowiem równocześnie T6 z silnikiem 2- i 3-litrowym. Jak wiadomo Szwedzi wszystkie silniki 6- i 8-cylindrowe zastąpili rodziną 4-cylindrowych, więc czy nam się to podoba czy nie, testowane Volvo, nawet bez tej zaciętości i chrypki, o których braku zaraz opowiem szerzej, wyrasta na ostatniego spadkobiercę prawdziwych spalinowych Wikingów zza Morza Bałtyckiego.
Zacznijmy jednak od początku.
fot. mat. prasowe
Volvo S60 - z tyłu
Z czego słyną Volva? Widzę las rąk, ale i tak odpowiem – z surowego designu, umiarkowania, prestiżu, klasy; można wymieniać długo. Ale tak naprawdę niewiele jest marek, które tak skrupulatnie upodabniają nowe modele do poprzednich. Kiedyś takich producentów było więcej, ale teraz widać się to nie opłaca. Lepiej co dekadę zatrudnić nowego designera. Co z tego wynika? Ano to, że modele sprzed 10 lat wyglądają najczęściej staro. Ale nie Volvo – nawet modele z serii 700, 800 czy 900 nadal nie wyglądają jak zabytki motoryzacyjnej prehistorii i wciąż jest na nie pewnego rodzaju moda. Gdy byłem kilka lat temu w Holandii, to najczęstszym autem, które jeździło po tamtejszych wioskach (a to nie są polskie wioski – tam ludzie mają pieniądze) było Volvo serii 200 – wtedy już kilkunastoletnie.
fot. mat. prasowe
Volvo S60 - z boku
Do czego dążę? Ano do tego, że Volvo wie co robi i robi to dobrze. S60, które tu przed Wami prezentuję, choć ma już na karku kilka lat, będzie wyglądało równie świeżo za następnych kilka. Zresztą, muszę przyznać, że ten model nadal mi się nie opatrzył. Ostre linie, ciekawie zaprojektowane tylne reflektory, których górna część „najeżdża” na klapę, sympatyczny, lekko zawadiacki przód, a wszystko to udekorowane sportowymi wstawkami: felgi, podwójny wydech, dyfuzor i kolor rzecz jasna, sprawia, że S60 T6 przykuwa uwagę. Testowany egzemplarz, poza kolorem, wyróżniał się dodatkowo nalepkami Polestar, flagami Szwecji na tylnych szybach oraz kolorowo wykończonym, również flagą naszych zamorskich sąsiadów, dachem.
fot. mat. prasowe
Volvo S60 - fotele
W środku bez rozczarowań – surowo, klasycznie, ale bardzo solidnie i przejrzyście. Widać, że projekt deski rozdzielczej ma już kilka lat, ale w porównaniu do tego, co oferują najnowsze Volva – XC90 i S90, nie ma tu jeszcze dotykowego tabletu w centralnym miejscu. Choć na pierwszy rzut oka mnogość przycisków może przerażać, wszystko jest niezwykle funkcjonalne i łatwe do ogarnięcia. Klawiatura numeryczna na środku panelu, za którym wzorem innych modeli Volvo znajduje się pusta przestrzeń, to jedno z najwygodniejszych rozwiązań, jakie można sobie wymyślić. Gdy przypomnę sobie przekleństwa wygłaszane przeze mnie nie raz w podbramkowej sytuacji w stronę systemów dotykowych współczesnych aut, to naprawdę cieszę się, że są jeszcze na rynku auta, w których przyciski nie są ikonkami.
fot. mat. prasowe
Volvo S60 - wnętrze
Sportowych akcentów we wnętrzu Volvo S60 T6 jest jak na lekarstwo, ale świetnie trzymające w zakrętach, w dodatku bardzo wygodne fotele, idealnie okrągła, mięsista, trójramienna kierownica oraz wszechobecna czerń wystarczą z nawiązką, aby móc rozkoszować się szybką jazdą. To, co mnie dodatkowo przekonało do wnętrza Volvo, to bardzo dobre spasowanie, wyśmienite materiały użyte do jego wykończenia (to, co wydaje się zrobione z aluminium jest aluminiowe) oraz atmosfera przytulności. Owszem, jest czarno jak w grobie (osobiście wolę jasne wnętrza, nawet w sportowych samochodach), ale jednocześnie przytulnie – taką atmosferę potrafi zapewnić tylko Volvo.
fot. mat. prasowe
Volvo S60 - przód
Testowany egzemplarz został bardzo obficie wyposażony, ale nie będę tu rozpisywał się o wszechobecnej elektronice, bo wcale nie uważam, że jest tu niezbędna. System grający, choć nie sygnowany żadną znaną marką sprzętu hi-fi, gra wystarczająco, a możliwość zmiany ustawień kolorystyki i ułożenia zegarów – od trybu komfort do sport – na pewno przypadnie do gustu gadżeciarzom. Nawigacja wyszukuje cele wystarczająco szybko i prowadzi do nich precyzyjnie. Słowem wszystko tak, jak być powinno.
Przejdźmy do meritum. Sądzę, że ciekawi Was jak to auto jeździ? Mnie również bardzo ciekawiło. Wróćmy więc na chwilę do teoretycznych rozważań. Skoro na boku auta widnieje naklejka Polestar, a na tylnej klapie znaczek T6, to znaczy, że mamy do czynienia z autem, przy którym grzebali inżynierowie ze sportowego działu Volvo. Standardowo Volvo S60 T6 z 3-litrowym, nieprodukowanym od tego roku silnikiem rozwijało 304 KM. Tu, dzięki pakietowi podnoszącemu moc o 25 KM, ten sześciocylindrowiec wyprodukował ich aż 329. To dużo, zważywszy, że nie mamy do czynienia z autem przesadnie dużym. Powinno to wystarczyć, żeby po każdym mocnym wciśnięciu gazu kierowca odczuwał wyraźne przesuwanie się wnętrzności. Powinno wystarczyć też, żeby gang takiej jednostki słyszalny był co najmniej z kilkuset metrów. Niestety, muszę Was zmartwić – nie wystarczy.
oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (1)