Subaru Forester 2.5 XT. Po prostu cudowne
2015-12-07 14:29
Subaru Forester 2.5 XT - z boku © fot. mat. prasowe
W dzisiejszych czasach pobrzękiwanie silników w sportowych autach tuszuje się dźwiękiem V8 puszczanym z głośników. SUV-y coraz częściej mają napęd jedynie na przód, a w vanach czy dużych kombi królują dychawiczne, uturbione silniki. A tu mamy, proszę państwa samochód, który ze swoim 2.5-litrowym silnikiem przeczy rozpleniającej się modzie na downsizing, i którego silnik cały moment obrotowy pcha na cztery koła, a nie jak w testowanym przeze mnie niedawno Nissanie X-Trailu, o zgrozo, jedynie na przednią oś. Czy mamy zatem do czynienia z autem idealnym?
Przeczytaj także: Subaru Forester 2.0 XT. Crossover? Raczej sportowe kombi
Jak dla mnie tak, w końcu zrozumiałem o co chodzi w „Subi Love”, ale po kolei…Muszę powiedzieć, że to był świetny dzień – za namową kolegi, który niedawno sprawił sobie Forestera II 2.5 T udaliśmy się na wspólną sesję fotograficzną do opuszczonej hali stojącej przy ulicy Kaczorowej w Warszawie (tuż obok miejsca, do którego przeniosło się całe towarzystwo spod stadionu i PKiN). Przyjechałem trochę wcześniej, a że tego dnia, uzbrojony w sprzęt fotograficzny spakowałem się do BMW 430d, wolałem nie zwracać na siebie uwagi.
W sobotnie popołudnie hale kupieckie tętnią przecież życiem, a przyjaciele ze wschodu, oparci o swoje mocno wyeksploatowane Mercedesy i BMW z ciemnymi szybami, stanowią więcej niż tylko szare tło tego dziwnego światka. Nie zwrócić tam na siebie uwagi w szarym BMW wartym 364 tys. zł (sic!), w dodatku kontrastującym z okularnikiem w czapce z daszkiem siedzącym na śnieżnobiałej tapicerce za jego kierownicą, to jak przejść nago z Rolexem na ręku zupełnie niezauważonym po Bronksie. Trzymając nerwy na wodzy podjechałem pod zniszczoną halę i po rozejrzeniu się najpierw w jedną, potem w drugą stronę postanowiłem jednak wysiąść i zrobić kilka zdjęć czwórce. O dziwo nikt się mną nie zainteresował, a dreszcz, który przeszedł mi po plecach, gdy byłem schylony nad aparatem ze szkłem skierowanym w stronę urodziwego BMW, wcale nie był spowodowany zbliżającą się w oddali hordą dresiarzy – ci na szczęście woleli się zająć sprzedażą kolejnych par podrabianych Adidasów.
fot. mat. prasowe
Subaru Forester 2.5 XT - z tyłu i boku
Zanim jeszcze zobaczyłem spóźnionego kolegę w szarym Foresterze, do moich uszu dobiegły już odgłosy zasysającego powietrze turbo i przepięknie pracującego boxera. Gdy szare Subaru było już naprawdę blisko, na szyi poczułem prawdziwe ciarki. Od momentu, gdy je usłyszałem do momentu jego pojawienia się na końcu uliczki biegnącej do miejsca, w którym się zatrzymałem minęło kilkanaście sekund. Uwierzcie na słowo, w tamtej chwili nie wyobrażałem sobie przyjemniejszej muzyki.
Ten samochód rozkochuje w sobie dźwiękiem, i robi to jak kobieta, która jest rewelacyjna w łóżku, choć z pozoru nikt by tego po niej się nie spodziewał. Do momentu gdy silnik Forestera bulgocze nie da się bowiem spojrzeć na to auto inaczej niż przez „rozbierające” okulary. Gdy zapłon pozostanie w pozycji OFF i spojrzymy na Forestera jeszcze raz, łatwo dojdziemy do wniosku, że projektanci nie chcieli nikomu mydlić oczu. Stylistyka jest bardzo prosta, a nawet wręcz banalna; mamy dość grzeczny przód, któremu nieco pieprzu dodaje wystający wlot chłodzący turbinę (tylko w wersji z turbo oczywiście), przypominający podwyższone kombi bok i bardzo poprawny tył, który w opisywanym egzemplarzu został udekorowany sportowym wydechem. Ktoś, kto nie zna się na samochodach nawet nie spojrzy w stronę „leśnika”, gdy ten zaparkowany stoi przed domem. Może to i dobrze, ekstrawagancja wymaga przecież czasami prostoty – patrz stare Volva czy Saaby. Trzeba jednak przyznać, że w tej prostocie jest jakiś sposób. Mnie się Forester II bardzo podoba. Nie bardziej niż zawadiacka jedynka, ale o wiele bardziej niż trzecia i czwarta odsłona „rodzinnego” Subaru.
fot. mat. prasowe
Subaru Forester 2.5 XT - z boku
Jeżeli chodzi o wnętrze Forestera no to cóż – wieje tu mocno nudą. Materiały są jednak przyzwoitej jakości jak na Japończyków; nic też nie skrzypi, nie piszczy ani od siebie nie odstaje, a trzeba dodać, że prezentowany egzemplarz przejechał już 290 tysięcy dziarskich kilometrów w swoim życiu. Fotele są wygodne, choć mogłyby lepiej trzymać ciało w zakrętach, ale biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia jednak z SUVem, w którym także praktyczność musi stać na wysokim poziomie – jest naprawdę dobrze. Miejsca na nogi, nad głową ani na boki nie brakuje, choć przyznam, że bardzo dokładnie się nie rozglądałem. Do bagażnika nie zajrzałem w ogóle…
Przeczytaj także:
Alfa Romeo Junior ma szanse na sukces
oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)