Isuzu D-MAX 1.9 D LSE stał się jeszcze lepszy
2021-01-08 12:01
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - z boku © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Isuzu D-Max Arctic Truck - nie ma miękkiej gry
Karoseria
Japońska marka jest swego rodzaju fenomenem na polskim rynku. Oferuje bowiem tylko ten jeden model – od wielu, wielu lat. Mimo tego, zbudowała należytą renomę i nie ma dziś najmniejszych kłopotów z wizerunkiem. Można więc słusznie założyć, że wymagało to stworzenia właściwego produktu.
Nowe wcielenie tego samochodu jest stylistyczną ewolucją poprzednika. To dobrze, bo w tym segmencie nie ma popytu na gwałtowne zmiany. Reflektory patrzą teraz nieco zadziorniej, a grill został wyraźnie powiększony i ma nową fakturę. Nie zabrakło też przeprojektowanego zderzaka. Z tyłu zagościły natomiast lampy o zbliżonym kształcie, ale nowocześniejszym wypełnieniu. Profil jest praktycznie taki sam, co nie jest oczywiście zaskoczeniem.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - przód
Wnętrze
Byłem fanem kokpitu starszego Isuzu, bo w jego użytkowym charakterze znalazła się garść indywidualizmu. Nowy projekt nie jest już tak unikatowy pod względem designu, ale przebija ten poprzedni pod każdym innym względem. Mógłby śmiało zagościć w kabinie popularnego SUV-a którejkolwiek ze znanych marek. Ma to również związek z bardzo wysoką jakością. Wielu może zdziwić ta opinia, ale według mnie to najlepiej wykonany pick-up w swoim segmencie. Serio. Są nawet staranne, ozdobne przeszycia i skórzane wykończenie na podszybiu.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - z tyłu
Zegary pozostały analogowe, jednakże w ich sąsiedztwie uplasowano znacznie większy ekran komputera pokładowego. Jego obsługa odbywa się za pośrednictwem przycisków umieszczonych na kierownicy. Poza przekazywaniem typowych danych związanych z podróżą, pozwala na dostosowanie pracy asystentów bezpieczeństwa, których w tym modelu nie brakuje. Tuż obok znajduje się duży ekran systemu multimedialnego – dotykowy, rzecz jasna. Tym razem to dedykowany instrument stworzony przez Isuzu, a nie sprzęt zewnętrznego producenta. Jego praca nie budzi zastrzeżeń, choć przydałoby się polskie menu. Warto dodać, że zapewnia kompletną integrację ze smartfonami.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - deska rozdzielcza
Fotele to kolejne miłe zaskoczenie. Owszem, osadzono je wysoko, bo inaczej się nie dało, ale pod względem regulacji nie sposób narzekać. Najbardziej cieszy jednak wyprofilowanie, które jest naprawdę niezłe – nawet na wysokości ramion. Z kolei na tylnej kanapie bez problemu zmieszczą się dwie osoby średniego wzrostu i zanotują przyzwoitą podróż. To zasługa godnego kąta pochylenia oparcia. Jak informują sami przedstawiciele marki, jest on wyraźnie większy, niż u konkurentów. Dopełnieniem całości jest stylowa, czarna podsufitka. Można? Można.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - fotele
Przejdźmy do przestrzeni załadunkowej. Skrzynia ma 1571 mm długości, 490 mm wysokości i 1530 mm szerokości. Te wartości umożliwiają przewożenie naprawdę dużych przedmiotów. Należy w tym miejscu dodać, że ładowność samochodu wyraźnie przekracza tonę (niecałe 1100 kilogramów), co robi wrażenie. Wykorzystanie przestrzeni zależy także od zabudowy. W tym przypadku zastosowano przeszkloną konstrukcję z wydajnym oświetleniem. Jeżeli nie przewozimy większych gabarytów, to najbardziej optymalne rozwiązanie.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - bagażnik
Technologia
Pod maską nie znajdziemy żadnych innowacji. To ten sam silnik Diesla, który pracował u poprzedniego D-MAX’a. Ma 1,9 litra pojemności, co u niektórych budzi wątpliwości. Nie są one jednak uzasadnione, bo wigoru mu nie brakuje. To zasługa 163 koni mechanicznych (od 3600 obr./min.) i 360 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego (w przedziale 2000-2500 obr./min.). Z jednostką współpracuje przekładnia automatyczna, która przekazuje moc na tylną lub obie osie – w zależności od ustawienia.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - profil
Isuzu nie podaje danych technicznych związanych z dynamiką, ale według naszych pomiarów, auto przyspiesza do setki w 12,5 sekundy i rozpędza się do 175 km/h. Trudno oczekiwać lepszych rezultatów, biorąc pod uwagę przeznaczenie tego modelu. A jak jest ze zużyciem paliwa? Całkiem nieźle. Średnia w cyklu mieszanym (dystans 900 kilometrów) wyniosła 9,3 litra, bez żadnych wyrzeczeń. To więcej niż podaje producent, ale nie można oczekiwać, że 2-tonowe auto o takich rozmiarach będzie palić mniej w warunkach rzeczywistych.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - z przodu i boku
Wrażenia z jazdy
Po odpaleniu silnika „na zimno” nie pojawił się tak duży hałas, jak w poprzednim Isuzu. To zasługa lepszego wyciszenia, także samej komory. Gdy jednostka nabierze już temperatury jest naprawdę przyjemnie. Ogólnie rzecz biorąc, praca tego diesla nie emituje przesadnych drgań i jest względnie kulturalna. Automatyczna skrzynia biegów działa dość dobrze – nie jest wyjątkowo szybka, ale płynna i nie zdarzają się jej pomyłki w doborze przełożeń. Ciekawostką jest natomiast działanie asystentów – szczególnie tych ostrzegających. Ingerują bardzo szybko, gdy pojawia się zagrożenie, co udowadnia, że nie są tylko na pokaz.
D-MAX radzi sobie na asfalcie lepiej, niż można było przewidywać. Jest stabilny i nie wywołuje żadnych niespodzianek. Bez problemu można jechać z prędkościami autostradowymi i czuć się pewnie. To też zasługa układu jezdnego, który daje odpowiednie informacje o położeniu przednich kół – nie miałem wrażenia, jakby podwozie było całkowicie odseparowane, co w pick-upach nie zawsze jest oczywiste. Przechyły nadwozia są oczywiście nieodzowną częścią jazdy, szczególnie podczas gwałtownych manewrów, ale nie jest to auto wyścigowe, tylko rasowy off-roader.
fot. mat. prasowe
Isuzu D-MAX 1.9 D LSE - tył
No właśnie, off-road. Zjeżdżając z asfaltu nie trzeba tracić wspomnianej pewności. Wystarczy użyć pokrętła umieszczonego na dole konsoli centralnej i dostosować odpowiedni tryb. Wśród wariantów znajdziemy oczywiście napęd na cztery koła z blokadą mechanizmu różnicowego oraz przełożenie redukcyjne. Dorzucając do tego dobre opony, robi się naprawdę skutecznie. Za duże możliwości tego modelu odpowiada też prześwit sięgający 24 centymetrów. To dzięki niemu głębokość brodzenia sięga 80 centymetrów. Zatrzymać ten samochód może jedynie duża pochyłość, która nie daje możliwości pokonania pod odpowiednim kątem. To oczywiście typowe dla samochodów z dużymi rozstawami osi i słusznymi zwisami karoserii.
Okiem przedsiębiorcy
Ile kosztuje Isuzu D-MAX? Za bazową sztukę trzeba zapłacić 130 319 zł brutto (105 950 zł netto). Tyle wystarczy na egzemplarz z pojedynczą kabiną i podstawowym wyposażeniem „L”. Z drugiej strony cennika znajdziemy egzemplarz z podwójną kabiną, topowym wyposażeniem „LSE” oraz automatem. Cena? 176 900 zł. Jesteśmy jednak na początku Nowego Roku, dlatego warto udać się do dealerów i walczyć o rabaty związane z wyprzedażami rocznika 2020.
Na atrakcyjność japońskiego pick-upa wpływa również 5-letnia ochrona gwarancyjna z limitem do 100 tysięcy kilometrów. Isuzu ma naprawdę solidną ofertę, którą docenia coraz więcej przedsiębiorców. Właśnie dlatego na licznych budowach, a także wśród służb (np. ratunkowych) możemy dostrzec ten model (jeszcze poprzedniej generacji).
Podsumowanie
Japończycy wyciągnęli wnioski i udoskonalili to, co było do udoskonalenia. Isuzu D-MAX stało się jeszcze lepszym samochodem – zarówno w dziedzinie użyteczności poza asfaltem, jak i pod względem komfortu. Układ napędowy jest udany, a wnętrze – najlepsze w klasie. Trudno byłoby nie brać tego samochodu pod uwagę, jeżeli myślimy o pick-upie z polskiego rynku.
oprac. : Wojciech Krzemiński / NaMasce.pl
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)