Suzuki Swift Sport - miło zaskakuje
2018-11-22 00:36
Suzuki Swift Sport © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Suzuki Swift Sport nie ma konkurencji
Mimo, że nowy Swift jest już chwilę na rynku to jego sportowa odmiana zadebiutowała całkiem niedawno i może nie różni się zbytnio od standardowej karoserii, to Suzuki przygotowało parę niuansów w SSS. Najciekawszą opcją dostępną w konfiguratorze jest neonowy żółty lakier, który wygląda po prostu obłędnie.Niestety nasz egzemplarz został pomalowany na czerwono. Wiadomo, że jest to najszybszy dostępny kolor w całej gamie, ale wizualnie jest słabszy niż barwa Słońca. Skupiając się jednak na elementach nadwozia Swift zauroczył mnie dwoma rzeczami. Pierwsza z nich to przednie reflektory o ciekawym kształcie, które oczywiście zostały wyposażone w żarówki LED do jazdy dziennej. Drugi element znalazł się z tyłu auta i są to dwie spore końcówki rur wydechowych wkomponowane w atrakcyjny dyfuzor.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - z przodu
To jednak wszystko, ponieważ nowy Swift stracił trochę na spójności projektu, przez co starsza generacja podoba mi się dużo bardziej. Zastanowiłbym się też nad sensem dodawania plastikowych dokładek w fakturze karbonu. Z daleka tego zbytnio nie widać, a z bliska zajeżdżają lekką kontrowersją. No dobra, fajny jest jeszcze wzór 17-calowych felg.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - z boku
Na szczęście w środku nie znajdziemy już tego zabiegu, chociaż samego plastiku nie brakuje. Wsiadając za cienką i spłaszczoną kierownicę Swifta od razu czuć, że to azjatycki produkt (chociaż sama kierownica jest genialna). Większość materiałów jest twarda i niezbyt przyjemna w dotyku, ale za to dobrze spasowana. Cieszą za to materiałowe siedzenia, które dobrze otulają ciało, a nie są tak twarde jak siedzenia kubełkowe. Szkoda tylko, że ich podgrzewanie działa na zasadzie: piekło lub brak.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - przód
Sam design wnętrza Suzuki Swift Sport jest raczej prosty i ergonomiczny, chociaż działanie dotykowego ekranu infomediów czasem niemile zaskoczy zacięciem lub brakiem odczytu dotyku kierowcy. Po za tym pojawiły się czerwono-czarne listwy dekorujące, inne zegary oraz logotypy Sport.
Gdzie jeszcze znajdziemy ociupinkę sportu? W wyświetlaczu pomiędzy zegarami, ponieważ to tam na trochę archaicznych grafikach można sprawdzić przeciążenie, użycie gazu i hamulca lub po prostu siłę doładowania. Dla lubiących gadżety ciekawa opcja.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - z tyłu
A jest co oglądać, ponieważ pod maską tego malucha pojawił się silnik z turbo i bezpośrednim wtryskiem generującym 140 KM. Maksymalna moment obrotowy równy 230 NM nie zrzuca z krzesła, ale w nawiązaniu do masy auta, która wynosi jedyne 975 kilogramów sprawia, że Suzuki Swift Sport to mała katapulta.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - tył, fot.3
Mimo, że nie widać tego w tabelce z osiągami – tylko 8,1 sekundy do setki oraz 210 maksymalnej prędkości, to ten „mały popylacz” miło mnie zaskoczył. Dzięki 6-biegowemu manualowi można śmiało przeciągać obroty do czerwonego pola na obrotomierzu i wrzucać kolejny precyzyjny bieg na krótkiej skrzyni. Co ważne sprzęgło wcale nie działa jak w miejskim aucie, więc można łatwo poczuć adrenalinę synchronizując lewą nogę z prawą dłonią.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - kanapa
I w sumie na takiej jeździe minął mi cały tydzień ze Swiftem Sport. Ten samochód genialnie sprawia frajdę kierowcy i zachęca do dynamicznej jazdy. I to wcale nie w prędkościach autostradowych, a tych niższych. Pułap 0-100 km/h wystarczy do niezłej zabawy i lekko uzależnia.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - kierownica
W takim prowadzeniu nie przeszkadza zawieszenie, które ustawione jest bardzo kompromisowo. Żaden z naszych organów nie ucierpi podczas jazdy gorszą nawierzchnią, a i samemu aucie nie stanie się żadna krzywda. Precyzyjny układ kierowniczy pozwoli dokładnie przenieść polecenie kierowcy na koła. Czy jest tak dobrze jak w Fieście ST? Takiej tezy może nie zaryzykuje, ale ogólnie Swift Sport jeździ lepiej niż produkt konkurencyjnej marki.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - deska rozdzielcza
I ta cała frajda dzieje się bez strzałów z wydechu czy super dźwięku silnika. Nad tymi aspektami w ogóle się nie pochylam, bo ich nie ma, a szkoda. Chociaż pokonując kolejne kilometry w ogóle tego nie brakuje. „Fun factor” w SSS jest postawiony wysoko, a auto powoduje dużo więcej emocji niż większe i szybsze hot hatche.
fot. mat. prasowe
Suzuki Swift Sport - fotele
Duża w tym zasługa wady Suzuki, czyli nieidealnego wyciszenia i czucia tego co dzieje się na zewnątrz. Drgania z podłoża, szum wiatru lub opon dochodzą do kabiny pasażerskiej tego mieszczucha, ale nie irytują. Nawet świst hamulców, które przynajmniej w testowanym egzemplarzu działały wyjątkowo efektywnie. Czasem aż za bardzo.
Wróćmy jednak na chwilę na ziemię. Auto zmieści czwórkę osób, a Ci z tyłu wcale nie będą narzekać na brak miejsca na nogi i głowę. Gorzej może być z bagażnikiem, ponieważ wysoki próg załadunku utrudnia wypełnienie przestrzeni o pojemności 265 litrów.
Mały niestety jest też bak tego sportowca. 37 litrów PB95 zapewnia zasięg około 400-500 KM, co nie jest sporym wynikiem, ale ten gokart na szczęście wcale nie pali dużo. Średnia z testu, która opiewała na dość dynamiczną jazdę to 6,5-7 litrów. Patrząc jednak na sposób mojego prowadzenia jestem mile zaskoczony. Poza tym jak można się martwić tankując cały bak za kwotę 150 złotych.
Zahaczając o pieniądze nie sposób ominąć ceny auta, która mimo wszystko jest konkurencyjna. Suzuki Swift Sport wyceniono na minimalne 79 900 złotych. To spora różnica względem bazowej ceny za zwykła odmianę (prawie 30 tysięcy), ale tak naprawdę to dwa różne samochody. Domyślacie się, który bym wybrał. A konkurencja? Polo GTI startuje od ok. 88 tysięcy, Fiesta ST od ok. 86 tysięcy, a 207 GTi już nie dostaniecie.
Teraz w pełni rozumiem już fanów tego modelu, chociaż chodzą słuchy, że ta generacja nie dorównuje poprzedniej. Nie do końca temu wierzę, ale to pierwszy raz kiedy jazda autem tak szybko zniwelowała mi wszystkie jego negatywne niuanse poznane przy pierwszym spotkaniu. Na drugi dzień wciskając prawą stopą pedał przepustnicy zapomniałem o nich na dobre.
A i warto wyłączyć wszystkie piszczące systemy typu asystent wyjechania z pasa ruchu lub o przeszkodzie przed autem. Człowiek wtedy jest spokojniejszy, a Suzuki nie straszy go dziwnymi i głośnymi dźwiękami.
oprac. : Konrad Stopa / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)