Mercedes-Benz E350e - hybrydowa wariacja prezesa
2018-04-23 00:32
Mercedes-Benz E350e © Dominika Szablak
Przeczytaj także: Mercedes-Benz EQC 400 4MATIC
Gdy w redakcji miała pojawić się E klasa, zaświeciły mi się oczy w nadziei, że to właśnie mi przypadnie test, tym bardziej, że była w moim ulubionym nadwoziu „limousine”. Dlaczego? Z E klasą miałem już możliwość poznać się nieco wcześniej, jednak nasze spotkanie było krótkie – można powiedzieć za krótkie.Ponad rok temu wiozłem naczelnego naszego portalu wraz z przyszłą Żoną na najważniejsze „Tak” w ich życiu. O ile ja uważałem na każdy ruch i gest, tak majestatyczne linie ślubnej limuzyny broniły się same – Mercedes tak jak młoda para, brylował i lśnił w towarzystwie. Z zewnątrz klasyczna sylwetka, okraszona nowoczesną technologią LEDowych reflektorów, która nieśmiało podkreślała piękno konstrukcji, a stylistyczne smaczki zalotnie wabiły wzrok weselników.
Klasyczne linie bez zbędnej ekstrawagancji pasowały na ślub, ale czy na co dzień nie będzie to męczące?
Na ulicy Mercedes nie spotykał się z zawistnymi spojrzeniami, jak niektóre inne testówki. W moim odczuciu, jak na prawie 300-konną limuzynę, brakuje jednak odrobiny dynamiki w bryle auta – zderzaki są bardzo poprawne, ale brakuje im nutki emocji. Elektryzujący dreszcz przejdzie nas dopiero, gdy zdecydujemy się na wersję AMG lub przynajmniej pakiet stylizacyjny nadwozie AMG za prawie 10 000 zł. Mercedes kierujący się filozofią „sensual purity” szczyci się, że projektuje nowoczesny luksus, łącząc emocje z inteligencją w wyniku czego każdy model zyskuje swój specyficzny, odróżniający szlif.
fot. Dominika Szablak
Mercedes-Benz E350e - przód
Czy aby na pewno marketingowe podchody mają zastosowanie również w tym przypadku?
Wygląd zewnętrzny E klasy jest bardzo zbliżony do S-ki i C-klasy. Na drodze tylko wprawne oko odróżni C klasę od E klasy, a główna różnica leży w przestrzeni bagażowej. E jest delikatnie dłuższa, ale postawione obok siebie modele nie kłują w oczy wyraźną różnicą. Te proporcje wyraźnie zauważymy dopiero w przypadku porównania do S klasy.
Bryły aut są zbliżone, więc może różnice charakteru drzemią w środku?
Siadamy więc za sterami i… na pierwszy rzut oka wielkiego indywidualizmu nie widać. Klasycznie narysowana deska rozdzielcza wraz z finezyjnie zaprojektowaną, centralnie umieszczoną drewnopodobną listwą z nawiewami jednoznacznie przypominają eSkę, natomiast tunel centralny łączy już całą trójkę. Na nim umieszczono ubogą liczbę przycisków zachowaną w lotniczym stylu.
fot. Dominika Szablak
Mercedes-Benz E350e - z przodu i boku
Ergonomii Mercedesowi w tym zakresie nie można ująć. Wszystko jest pod ręką, a to czego nie obsłużymy manualnymi przyciskami, znajdziemy w rozbudowanym systemie infotainment. System wymaga obycia, a wprawa w użytkowaniu może okazać się nieoceniona. Dla niewprawnego użytkownika, system jest za mocno angażujący i niekiedy przekopanie się przez piętrzące menu może być zbyt rozpraszające podczas jazdy. Wizualizacja ustawień, nawigacji oraz systemu rozrywki odbywa się na centralnie ulokowanym, niedotykowym wyświetlaczu, który w odróżnieniu od C klasy, a podobnie do S-ki, połączony jest z zestawem wskaźników przed oczami kierowcy.
Samo wnętrze wykonane jest z bardzo dobrej jakości materiałów. Skórzane fotele w karmelowo-koniakowym kolorze poza tym, że są bardzo wygodne, oferują wiele płaszczyzn regulacji idealnej pozycji, zarówno fotela kierowcy, jak również pasażera z przodu auta. Salonka drugiego rzędu foteli nie odbiega komfortem. Nie pozwala podróżować w ścisku – miejsca jest wystarczająco, zarówno na nogi, jak również na kapelusz prawdziwej damy.
fot. Dominika Szablak
Mercedes-Benz E350e - z tyłu
E-klasa jest luksusowa i pozwala cieszyć się tym, co najpiękniejsze w tym aucie – wygodą i podróżowaniem w klasie „premium”. Wiele jednak słyszy się o obecnej jakości spasowania nowoczesnych aut, nawet Mercedesa. Skrzypienia, trzeszczenia? Mroźne uderzenie zimy nie spowodowało serenady plastikowych odgłosów, jednak przy wnikliwym macaniu wnętrza, udało mi się znaleźć miejsce, gdzie elementy troszkę trzeszczą, ale czy ktoś na siłę tego szuka? W E-klasie pod tym względem jest bardzo przyjemnie.
Czas, aby silnik ożył, a wskazówki odmierzały przyjemność jazdy w obrotach na minutę.
Ruszamy w drogę, a auto momentalnie roztacza nad nami opiekę. Wnętrze jest bardzo dobrze wyciszone, świetnie izoluje od odgłosów z zewnątrz, a panującą ciszę znakomicie wypełnia rasowe nagłośnienie Burmester z efektem trójwymiarowego brzmienia. Jazda jest bardzo dostojna, zawieszenie jest sztywno zestrojone i bardzo komfortowe. Mercedes zachęca do pokonywania kolejnych kilometrów za kierownicą auta. Nawiasem mówiąc, znanej z większości gamy modelowej producenta ze Stuttgartu. Adaptacyjne zawieszenie świetnie wybiera nierówności, choć w przypadku tych poprzecznych miewał zająknięcia. Progi zwalniające mu nie służą, a na pewno ich pokonywanie nie jest już takie majestatyczne. Tył lubi podskoczyć, co może być delikatnie nieprzyjemne.
Ile Eko jest w eko?
Test na dystansie 419 km udowodnił, że nie jest to taka łatwa sprawa. Po hybrydzie spodziewać się można oszczędności w codziennym użytkowaniu oraz mniejszy wpływ na środowisko naturalne. Merc ma jednak inne zdanie na ten temat. Wysokie oceny eko jazdy oraz mała literka „e” na klapie bagażnika, ma jedynie poprawiać samopoczucie popsute przez wskazania komputera. Obiecane przez producenta spalanie na poziomie 2,1-2.5 litra na każde 100 km można włożyć między bajki. Lubię jednak mimo wszystko zbliżyć się do wyników, które ktoś chyba osiągnął w takim aucie – chyba! Plug-in-hybrid niestety mnie zawiódł.
fot. Dominika Szablak
Mercedes-Benz E350e - wnętrze
Rozumiem, że wydając prawie 400 tys. na auto, litr czy dwa więcej na „setkę” nie zrujnuje portfela, ale w E klasie średnie spalanie oscylujące w mieście w okolicach 11,5 l/100 km, a to już przegięcie. Tryb e-Drive, mimo w połowie naładowanych akumulatorów, krótko zastępował silnik spalinowy. Po ruszeniu wyłączał się szybko i nie można zrzucać tego na zbyt raptowną jazdę.
Poza miastem trasa daje wytchnienie zapracowanym wtryskiwaczom, owocując 7-ką bezołowiowej 95-ki na każde 100 km. Na plus można uznać, że przełączanie źródła energii było nader płynne, a nawiasem mówiąc silnik chętnie odbudowywał zapas energii. Ładowanie z domowej sieci elektrycznej nie jest ani trudne, ani długotrwałe, jednak dla własnej wygody proponuje dokupić jednak kabel do ładowania z ładowarek miejskich np. takich jak zostały ostatnio zainstalowane na P+R Młociny.
Co do samego silnika – zdecydowanie nie można nazwać go ociężałym, jednak po prawie 300-konnej hybrydzie spodziewałem się czegoś więcej. Jazda w trybie eko oraz comfort jest majestatyczna i wygodna, jednak pomiędzy samymi trybami zasadniczej różnicy nie ma. Tryby sport oraz sport+ zmieniają charakterystykę pracy zawieszenia, reakcja na gaz staje się żywsza, obroty utrzymują się zauważalnie wyżej na wskaźniku, a kolejne przełożenia skrzyni wskakują szybko, tak jak przystało na auto z gwiazdą na masce. I cóż z tego?
Rozumiem, że używanie paliw alternatywnych będzie przyszłością motoryzacji. Osobiście lubię elektryki czy hybrydy. I3, IONIQ czy kontrowersyjny Prius są bardzo obiecującą zapowiedzią zmian na rynku motoryzacyjnym, jednak hybryda w moim przekonaniu nie jest tym, co powinno siedzieć pod maską E klasy. Szkoda kusić się na dopłatę za hybrydę, bo nie ma to większego sensu, polecam jednak przebrnąć przez konfigurator i wybrać E klasę z innym, spalinowym sercem – bo jest to naprawdę dobry wóz. A w poszukiwaniu standardu Premium przez wielkie „P” oraz dużego plusa – zarówno pod maską jak i wielkości ego prezesa, zapraszamy do testu eSki.
oprac. : Bartosz Kowalczyk / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)