Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - wczasy na kołach
2017-11-01 00:21
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM © Grzegorz Wawryszczuk
Przeczytaj także: Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi AT 4WD Platinium godny segmentu premium
Ten spory SUV koreańskiego producenta na rynku widnieje już od 2012 roku. Mimo, że auto przeszło lekki lifting w 2015 roku, to widać w nim lekki upływ czasu. Mimo sporych gabarytów (prawie 4,69 metra) auto jest pięcioosobowe, chociaż ten Azjata oferowany jest również jeszcze w wersji przedłużonej Grand, która pomieści 7 pasażerów.Wracając jednak do tej azjatyckiej kreski, wysokie nadwozie (prawie 1,7 metra) zawieszone na sporych kołach i 18,5-centymetrowym prześwicie w białym lakierze nie razi w oczy. Z czarnymi, plastikowymi listwami w dole karoserii i zderzaków auto nie szokuje, ale taki zabieg może chronić lakier przed ewentualnym terenem. Najciekawszym elementem sylwetki Santa Fe jest przód auta. Duży, sześciokątny grill nawiązuje do reszty gamy auta, a nowe, poliftowe reflektory posiadają również światła do jazdy dziennej w technologii LED.
Z panoramicznym dachem oraz podwójną końcówką rur wydechowych wraz z dyfuzorem w tylnym zderzaku samochód zdradza swoje pochodzenie. I nie mam tu na myśli dalekiego wschodu. Hyundai Santa Fe zdecydowanie (z resztą jak i poprzednicy) kierowany jest na rynek amerykański, a tam musi być dużo, wygodnie i na wypasie.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - bok
I tak jest w środku samochodu. Skóra, sporo przestrzeni oraz bogate wyposażenie ułatwia podróż. Mimo, że wnętrze jest ciemne i pełne plastików (w niektórych miejscach są miękkie) to taki styl pasuje do tego typu auta. Uatrakcyjnieniem mają być listwy imitujące karbon. Sam projekt wnętrza jest ergonomiczny i prosty, a materiały dobrej jakości oraz wyglądają na solidne. To wszystko sprawia, że wnętrze nie powinno się brudzić oraz zbyt szybko zużywać.
Hyundai Santa Fe w konfiguracji pięcioosobowej idealnie wpisuje się potrzeby rodziny 2+2. Spory, 528-litrowy bagażnik z podwójną podłogą z elektrycznie otwieraną klapą pomieści wszystkie nasze zakupy, bagaże, a nawet psa. Zaryzykuje stwierdzenie, że nawet dwa.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - z przodu
Na problemy z ewentualną klaustrofobią nie będą na pewno narzekać podróżni w kabinie pasażerskiej. Nawet z tyłu nie brakuje miejsca na nogi i głowę. Co ciekawe, nawet 3 osób nie powinna narzekać. A jeśli już zaczną to dodam, że tylna kanapa (tak samo jak przednie fotele) jest podgrzewana i ma regulowane oparcia. Siedzenia z przodu były nawet wentylowane.
I tutaj wielki plus dla Hyundai’a, ponieważ stary projekt (ma w końcu 5 lat) odświeżył systemami elektronicznymi i wszystkimi udogodnieniami znanymi z innych nowszych modeli. Dobre audio, aktywny tempomat, podgrzewana kierownica lub czujniki parkowania z kamerą cofania i 360 stopni to bardzo przydatne systemy podbijające komfort podróży. Nie ma się również co bać manewrowania tym sporym autem, bo w razie potrzeby Santa Fe potrafi również samo zaparkować.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - wnętrze
Hyundai dba również o nasze bezpieczeństwo, ponieważ Santa Fe poinformuje kierowcę o zjechania z pasa ruchu, obecności innych pojazdów w martwym polu lub w razie problemów sam zahamuje samochód.
Skoro mowa już o zatrzymywaniu, trzeba najpierw autem jakoś ruszyć. I nie mam tu na myśli systemu start&stop, który pojawił się w tym SUVie, ale na szczęście rzadko kiedy działa.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - kierownica
Otóż do napędu tego 1,8-tonowego auta posłużyło połączenie napędu 4x4 (można go zblokować, aczkolwiek steruje nim komputer, więc w większości czasu jeździmy na FWD) z 2,2-litrowym Dieslem pod maską o mocy 200 KM. W naszym egzemplarzu zastosowano spokojny, 6-biegowy automat, który nastrajał do wolnej jazdy. Mimo to, Santa Fe potrafiło przyspieszyć do setki w 9,6 s oraz dobić granicy 200 km/h.
Niestety robiło to w ospały sposób. Mimo, że to największy dostępny silnik w ofercie Hyundai’a auto przeznaczone jest do eleganckiego pokonywania kolejnych kilometrów szos.
Ewentualne dynamiczne manewry wymagają mocniejszego dociśnięcia prawego pedału. Z drugiej jednak strony prędkości autostradowe nie robiły na aucie żadnego problemu. Nie było w nim ani głośno, a prowadził się pewnie.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - fotel
Co prawda Hyundai wyposażył Santa Fe w opcjonalne tryby jazdy: ECO lub SPORT, ale… O ile ten drugi faktycznie w jakiś sposób wpływa na obroty silnika i reakcję przepustnicy, to ten ekologiczny zbytnio taki nie jest.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - tył, koło
Szczerze mówiąc Hyundai’a Santa Fe nie nazwałbym ekonomicznym samochodem w ogóle. Mocno mnie to rozczarowało, ponieważ wcześniejsze spotkania z tą koreańską marką zawsze zaskakiwały mnie pod względem spalania. W Santa Fe nie można zainstalować motoru benzynowego, a zastosowany w naszym egzemplarzu diesel spalał średnio 9 litrów ON na 100 KM. W mieście łatwo było przekroczyć przysłowiową „dychę”. Rekord oszczędności? 7,5 litra naprawdę jednostajnej jazdy poza miastem. Rozumiem gabaryty samochodu, masę i specyfikację motoru wysokoprężnego, ale konkurencja jakoś sobie z tym radzi.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - z tyłu
Duży (jak na polskie warunki) silnik ma jeszcze jeden minus, chociaż jego elastyczność jest spora. Pojemność ponad 2 litrów i produkcja poza Unią Europejską powoduje podwyższoną akcyzę. Przekładając to na cenniki - Hyndai Santa Fe startuje od kwoty 140 tysięcy złotych. Dokładając nasz motor, wyposażenie i napęd dobijamy do 200 tysięcy złotych. Dopłacić również można do 3 rzędu siedzeń (koszt 5 tysięcy złotych). Biorąc pod uwagę świeżych graczy na rynku: Kodiaq lub inną azjatycką konkurencję: Hondę CR-V lub choćby bliźniacze Sorento, Hyundai może mieć problem z pozyskaniem klientów.
fot. Grzegorz Wawryszczuk
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi 200 KM - z góry
Pomimo ostatniego akapitu i tak lubię Santa Fe. Wydawał mi się bezpiecznym i bardzo komfortowym samochodem, w którym nie musiałem uważać na dziury, krawężniki, błoto lub piasek. Sądzę, że polubiłbym go też w zimie (dzięki wyposażeniu i napędowi). Szkoda tylko, że każda wizyta na stacji benzynowej, a było ich kilka, niszczyła to dobre wrażenie.
Hyundai, jest jednak nad czym pracować więc Wasz ruch!
oprac. : Konrad Stopa / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)