Dacia Dokker 1.2 TCE zaskakuje płynnością
2016-11-28 00:41
Dacia Dokker 1.2 TCE © Dominika Szablak
Przeczytaj także: Dacia Dokker VAN 1.5 dCi
Cóż. Dokker nie wzbudza podziwu ani zazdrości. Mało kto marzy o nim po nocach, a jeśli znajdziecie plakat z Dokkerem na ścianie pokoju waszego dorastającego syna, wiecie już, że macie problem. Czy jednak jedyne, co może wzbudzić ta Dacia to uśmiech politowania? Niekoniecznie…Obecny na rynku od 2012 roku Dokker walczy w segmencie kombivanów. To oznacza, że jego konkurentami są takie tuzy, jak Partner, Berlingo czy spokrewnione z Dacią Kangoo. Może nie jest to zbyt ekscytujący segment, ale trzeba przyznać, że zrobił niezłą karierę.
Kombivany weszły przebojem na rynek pod koniec XX wieku, gdy francuscy producenci ze wspomnianymi trzy linijki wcześniej modelami pokazali, że da się robić auto oparte na dostawczaku, którym nie wstyd jeździć, a w dodatku można wybrać się nim w trasę czy na rodzinny weekend. Kombivany szybko znalazły się na liście zakupów zarówno drobnych przedsiębiorców, jak i praktycznie podchodzących do sprawy ojców rodzin. Lata mijają, ale popularność takich samochodów nie maleje. Mimo konkurencji ze strony VW, Opla czy Forda, w dalszym ciągu specjalistami w tym fachu pozostają Francuzi. A Dacia to przecież dziecko koncernu Renault.
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - ekran
Przepis na Dokkera jest prosty. Pudełkowate nadwozie, przesuwane drzwi i duże szyby. W testowanym egzemplarzu doszły jeszcze plastikowe nakładki na nadkola, czyli część pakietu Stepway. Zestaw na bezdroża? W żadnym wypadku, ale w miejskiej dżungli te dodatki zdadzą egzamin. Czy Dokker jest ładny? To oczywiście kwestia gustu, ale nie spotkałem jeszcze nigdy nikogo, kto zakochałby się w liniach aut z tego segmentu. Projektantom Dacii udało się natomiast uniknąć brzydoty, a więc zrobili to, co do nich należało. Dokker po prostu jest. I o to chodzi!
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - wnętrze
Nieco gorzej sprawa wygląda we wnętrzu. Choć nikt nie spodziewa się tu wysublimowanych materiałów i najmodniejszego designu, dawka prostoty, którą otrzymujemy może być dla niektórych zbyt duża. Z drugiej strony, to przecież Dacia, czyli marka, która kojarzy się z prostotą jak żadna inna. Najważniejsze, że mimo twardych plastików i nieprzesadnie dokładnego spasowania niektórych elementów, do uszu podróżnych nie dochodzą żadne niepożądane odgłosy (o ile uporamy się już z hałasującą tylną roletą. Na szczęście jej prawidłowe ułożenie zajmuje jakieś osiem sekund). Obecny w testowanej wersji ekran dotykowy systemu multimedialnego z nawigacją próbuje rozweselić i unowocześnić kokpit. No cóż, taki zestaw być może powodowałby „opad szczęki” w 2009 roku, dziś zaczyna nieco trącić myszką. Ale jest funkcjonalny, a nawigacja nie irytuje i bezproblemowo doprowadza do celu.
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - bagażnik
Jeździliście francuskim samochodem z lat 80 lub 90? W takim razie zobaczywszy w Dokkerze klakson, który włącza się dźwigienką przy kierownicy na pewno się ucieszycie. Reszta kierowców zapewne będzie bezsensownie uderzać w środek kierownicy. W tym przypadku to zły adres! A co z miejscem dla pasażerów? W końcu to główny powód zakupu tego typu samochodu. Jak na kompaktowe wymiary zewnętrzne, przestrzeni jest pod dostatkiem. Nawet przy przewożeniu kompletu osób (Dokker jest pięcioosobowy) skargi środkowego pasażera nie są zbyt donośne. Bez zastrzeżeń jest również bagażnik (800 l!), a tradycyjnie dla kombivanów, nad głowami pasażerów można urządzić sobie wyścigi zdalnie sterowanych samolotów.
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - z tyłu
Jednym z założeń samochodów tego segmentu jest oferowanie wrażeń z jazdy i osiągów możliwie zbliżonych do aut osobowych. W Dokkerze dba o to znany nam już silnik benzynowy z doładowaniem o pojemności 1.2 litra i mocy 115 KM. Oczywiście, słyszę już narzekania wrogów downsizingu. „Jak to, takie duże auto i taki mały silnk?”. No cóż, przejedźcie się! Podczas jazdy nie czuć, że Dokkera napędza tak nieduża jednostka – zwłaszcza że ma „aż” cztery cylindry, co dziś nie jest już takie oczywiste. Dacia dzielnie prze do przodu, w mieście potrafi zostawić spod świateł wiele samochodów (11 s do setki to naprawdę przyzwoity wynik), a i na trasie nie stwarza problemów przy wyprzedzaniu. Silniczek miło wkręca się na obroty, jest wystarczająco elastyczny i ma na tyle dużo pary przy niskich obrotach, że w mieście nie ma potrzeby kręcenia go zbyt wysoko. Da się tu odnaleźć nawet nieco radości z jazdy! Słowa krytyki należą się jedynie w kwestii spalania, bo to – na poziomie 10 litrów w mieście – jest jednak nieco za wysokie.
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - z boku
Dokker przekonuje za to łatwością prowadzenia i obsługi. Kierownica chodzi lekko, biegi – mimo początkowych obaw – wchodzą płynnie (i nawet nieszczególnie brakuje tu „szóstki”), nie jest głośno, zaś zawieszenie gładko i spokojnie resoruje nawet na niegościnnych drogach. O nieco roboczym charakterze auta przypomina jedynie zestaw głośników, wytwarzający brzmienie niepokojąco podobne do tego znanego z małych, ubrudzonych farbą odtwarzaczy na baterie, którymi czas umilają sobie robotnicy podczas remontów. Oprócz tego, Dokker zaskakuje płynnością działania. Dzięki dobrej zwrotności, dużym szybkom, wielkim lusterkom i czujnikom parkowania, dobrze się nim parkuje.
fot. Dominika Szablak
Dacia Dokker 1.2 TCE - przód
Opis wrażeń z jazdy po zakrętach i zachowania auta w sytuacjach podbramkowych uważam tu za stratę czasu. Takiego samochodu nie kupuje się do wyścigów. Zachowajcie podczas jazdy zdrowy rozsądek, a wszystko będzie dobrze. „Zdrowy rozsądek” to w ogóle słowo klucz, tak do Dokkera, jak i do pozostałych Dacii w ogóle. Jeżeli chłodna kalkulacja wykazała Wam, że potrzebujecie kombivana, rumuńsko-francuska propozycja jest naprawdę warta rozważenia. Zwłaszcza że Dokker w wersji Stepway, z prezentowanym – całkiem bogatym – wyposażeniem i opisywanym silnikiem, nie jest wyceniony na więcej, niż 60 tysięcy. To jest naprawdę dobra oferta.
I choć przy rozpisywaniu harmonogramu aut prasowych oczywiście chętniej przyjąłbym znów jakiegoś hot-hatcha czy sportową limuzynę, Dacię wspominam bardzo miło. Przez kilka dni wygodnie i bezstresowo woziła mnie wszędzie tam, gdzie tego potrzebowałem – czy nie o to właśnie chodzi?
oprac. : Mikołaj Adamczuk / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)