Ford Mustang GT – bliżej marzeń
2016-06-17 00:30
Ford Mustang GT © Jakub Głąb
Każdy z nas nie raz marzył o posiadaniu supersamochodu w swoim garażu. Lans wśród znajomych, niecodzienne osiągi oraz motoryzacyjna miłość są przekreślone zazwyczaj brakiem finansów. A co gdyby na rynku pojawiło się coś co ma wszystkie powyższe plusy, a nie kosztuje przy tym połowy wygranej w lotka? To coś to nowy Mustang!
Przeczytaj także: Ford Mustang Dark Horse podnosi poprzeczkę
Z logicznego punktu widzenia do testu, nawet takiego samochodu, powinienem podejść z dystansem i dużą dozą obiektywizmu. Powiem szczerze, że naprawdę próbowałem, ale wersja Mustanga GT w neonowym żółtym lakierze po prostu mi na to nie pozwoliła. Jest to tak emocjonujący wóz, że ciężko mówić o nim ze stoickim spokojem. Mimo to, ten efekt wow spróbuje Wam przedstawić w dość zjadliwy sposób.A szok jest wielki, bo przecież wystarczy spojrzeć na żółtego Forda Mustanga z długą potężną maską na czarnych (19-calowych) felgach. Takie kontrastowe kolorowanie Mustanga sprawia, że każdy obejrzy się za nim na ulicy, nieważne czy w dzień, czy w nocy. Kolor to jednak nie wszystko. Jak na rasowe coupe przystało, a także legendarnego amerykańskiego musclecara, maska posiada garby, które widać zza kierownicy, a bezramkowe drzwi są długie i oporne. Tył natomiast jest krótki z pionowymi potrójnymi reflektorami, które mają nawiązywać do pierwowzoru.
Forda Mustanga nie da się pomylić z innym autem. Wersja GT wyróżnia się jedynie kilkoma detalami, ale gdy na błotniku zobaczycie tajemnicze 5.0, a na zderzaku pomiędzy reflektorami napis GT wiedzcie, że pod maską siedzi przyczajone V8. Gdy macie problemy ze wzrokiem na pewno uda się Wam go usłyszeć, ponieważ wolnossący silnik musi dawać o sobie znać na zewnątrz. I oczywiście robi to, ale w wyrafinowany sposób, bez zbędnych basów i pierdów jak z tuningowanego Civica, tylko dostojnym bulgotem. Fakt robi to trochę za cicho, ale i tak zwraca na siebie uwagę.
fot. Jakub Głąb
Ford Mustang GT - z przodu, fot.2
Ciekawych smaczków w Mustangu jest dużo więcej. Spod lusterek wyświetla się hologram ze znanym koniem na chodniku. Wewnątrz plakietka z napisem „since 1951” działa pobudzająco lub niecodzienne włączniki na konsoli centralnej jak w samolocie. Wspomnianego konia spotkamy jeszcze w kilku innych miejscach. Nie da się ukryć, że wizualnie Ford długo pracował nad tym, by nowy Mustang z godnością mógł wbiec na pola starego kontynentu. Na szczęście w końcu to zrobił i dzięki temu nawet już niemałe stadko możemy zaobserwować w Polsce.
Skoro zewnętrzna karoseria sprawia, że opada Ci szczęka to niestety takie samo wrażenie nie panuje już w środku. Oczywiście sportowe, amerykańskie fury nigdy nie dbały o to, aby to wnętrze było jak najbardziej komfortowe i nowoczesne. I o ile mogę się czegoś przyczepić to właśnie jedynie tego elementu samochodu. Sam design środka jest iście fordowski, znane kształty oraz rozwiązania, ale też niestety błędy. Materiały mimo, że dobrej jakości czasem są źle spasowane i po prostu potrafią zaskrzypieć, ale świetne fotele, spora kierownica i niezłe wyposażenie jak na sportowe auto sprawiają, że takie problemy, to żadne problemy.
fot. Jakub Głąb
Ford Mustang GT - koło
Bo jak inaczej nazwać podgrzewane i elektrycznie regulowane fotele, nawigację, niezły system audio oraz łączność z telefonem i Internetem dzięki systemowi SYNC 2 sygnowanym przez Microsoft. Owszem jego intuicyjność nie jest banalna, ale po pewnym czasie dostęp do wszystkich opcji naraz (jak to kiedyś bywało z przyciskami) jest czasem bardzo pomocny. Do tego szereg systemów bezpieczeństwa, które są delikatnie przeciągnięte niż w zwykłym samochodzie.
fot. Jakub Głąb
Ford Mustang GT - przód
O tym dlaczego tak twierdzę opowiem za chwilę, ponieważ fakt, że ludzie kupują oczami sprawia, że projektanci Forda nieźle odrobili pracę domową już wspominałem. Czas w końcu usiąść za kierownicę i sprawdzić jak spisali się niemieccy i amerykańscy inżynierowie. Małe co nie co pisałem już upalając litry benzyny oraz opony na podpoznańskim torze w Bednarach, ale to było jedynie kilka godzin wypełnionych niezłymi emocjami. Teraz miałem do dyspozycji kilka dni, więc „sky is the limit”, no i może pieniądze na paliwo.
fot. Jakub Głąb
Ford Mustang GT - z tyłu
Po wciśnięciu przycisku start (bezkluczykowy dostęp do auta) budzi się do życia 421-konne V8 o pojemności 5 litrów i maksymalnym momencie obrotowym równym 530 Nm przekazujące moc na tylną oś dzięki 6-biegowemu manualowi. Czy faktycznie do szczęścia trzeba coś więcej? Jedynie trochę umiejętności i rozsądku, ponieważ takie auto potrafi napędzić stracha. W spokojnej i codziennej jeździe samochód jest naprawdę cywilizowany, słucha się kierowcy, przez co człowiek ciągle przesuwa swoją granicę do momentu, że jest tak pewny siebie, aż może się to skończyć źle. Genialne sześciotłoczkowe hamulce Brembo na pewno pomogą w razie „w”, ale mogą nie wystarczyć.
Przeczytaj także:
Ford Mustang Mach 1 dla entuzjastów
oprac. : Konrad Stopa / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Więcej na ten temat:
Ford Mustang, Ford Mustang GT, Ford, testy samochodów, testy aut, samochody sportowe
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)