Ford S-MAX - wielozadaniowiec na medal
2016-03-02 00:41
Ford S-MAX - z przodu © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Ford S-MAX 2.5 Hybrid ST-Line - wymierający gatunek?
Ford, mniej więcej od czasów Focusa pierwszej generacji, postawił w swoich europejskich modelach na jakość prowadzenia porównywalną, a czasami nawet lepszą od tej, którą legitymują się auta klasy premium. Efekt? Nie trzeba być miłośnikiem tej w gruncie rzeczy amerykańskiej marki, żeby poczuć coś do Fiesty, Focusa czy Mondeo. I wcale nie mówię o usportowionych wersjach ST czy RS. Bo nie tylko one prowadzą się bardzo stabilnie, pozwalając w szybko pokonywanym zakręcie na o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać.Ford poszedł jednak jeszcze dalej.
Wprowadzając C-Max’a i Galaxy drugiej generacji udowodnił, że w napompowanym aucie o zmienionym środku ciężkości nadal można poczuć przyjemność z prowadzenia. Kropką nad i przyjemnością przez duże „p” w klasie vanów stał się jednak S-Max – krótszy, bardzie ucięty od Galaxy, na bazie czwartej generacji Mondeo. To właśnie do niego Ford postanowił wrzucić pod maskę 2.5-litrowy silnik z Focusa ST, co było jasną sugestią, że 225-konny van to coś więcej, niż rodzinne auto.
W zeszłym roku, po 9 latach zaprezentowano drugą generację tego auta, tym razem opartą o Mondeo piątej generacji, a ja niedawno miałem okazję go przetestować. Pod maską testowanego auta zagościł 2-litrowy diesel o mocy 180 KM.
fot. mat. prasowe
Ford S-MAX - z tyłu
Jaki jest sekret S-Maxa, że widzimy go na ulicach o wiele częściej niż Galaxy? To proste. Stawiając na ściętego vana, który gabarytami przypomina raczej kombi typu shooting brake, kierowca – inaczej niż w innych rodzinnych autach – automatycznie się odmładza.
fot. mat. prasowe
Ford S-MAX - wnętrze
Nowoczesny przód z dużym grillem i światłami w kształci łez to już znak rozpoznawczy Forda. Ale gdy przyjrzymy się ładnie poprowadzonej linii bocznej (podobają mi się przetłoczenia boków, bardzo fajnie wyglądają też otwory aerodynamiczne na przednich błotnikach) i smacznemu, nienachalnemu, smukłemu tyłowi, ciężko będzie zaklasyfikować S-Maxa do konkretnej klasy. Przerośnięte kombi? Nie. Van? Też nie bardzo? SUV? Absolutnie nie. S-Max jest klasą samą dla siebie, i choć bliżej mu do mini autobusu, designerzy znaleźli swój sposób na zdolne do przewiezienia 7 osób auto. Na szczęście nie poszli oni drogą Renault, którego najnowszy Espace jest przedziwnym, nie do końca chyba dobrze przemyślanym tworem. Patrząc na moim zdaniem najbliższego konkurenta – BMW 2 Gran Tourer, S-Max również spokojnie broni się wyglądem.
fot. mat. prasowe
Ford S-MAX - przód
W środku Ford również nie rozczarowuje. Deska rozdzielcza jest bardzo podobna do tej, którą znamy z Mondeo. I to nie jest żadną wadą. Jest miła dla oka, a materiały, choć tu i tam mogłoby być nieco więcej miękkiego plastiku, bronią się fakturą i wykonaniem. Wszystkie przyciski, przełączniki i pokrętła są umieszczone w sposób nie pozostawiający wątpliwości do czego służą. Wszystko też łatwo jest znaleźć. Bardzo przypadły mi do gustu czytelne wskaźniki przed kierowcą – nie ma wątpliwości ile jedziemy, jakie są obroty, a komputer umieszczony między prędkościomierzem a obrotomierzem zasługuje na najwyższą notę. Również łatwo obsługuje się wszystkie jego funkcje z czytelnie i dobrze poukładanych przycisków na kierownicy, która – i tu znowu bardzo się ucieszyłem – jest okrągła i bardzo dobrze leży w rękach. Minus, jak zwykle należy się systemowi SYNC2, który w przeciwieństwie do obsługi deski rozdzielczej nie jest ani intuicyjny ani nowoczesny. Ale z Ameryki płyną już wieści o jego następcy, a że ja nie jestem specjalnie „multimedialny”, więc nie będę poświęcał temu więcej uwagi.
fot. mat. prasowe
Ford S-MAX - z boku
oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)