Ssangyong Korando - tyle zachwytów, ile rozczarowań
2016-02-13 00:33
Ssangyong Korando - reflektor © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: SsangYong Tivoli 1.6 e-XDi 2WD Quartz wygląda po europejsku
Azjatyckie marki wchodząc do Europy musiały nadgonić spore braki, zwłaszcza pod względem dopieszczenia wymagających klientów. O ile wspomnianym markom udało się to bez dwóch zdań, to nowe Korando musi się nieźle napocić, by wyrównać te dysproporcje z przeszłości!Tekst o Ssangyongu Korando podzielę na dwie części, ponieważ samochód ten przysparza tyle samo zachwytów, co rozczarowań. Stąd mam mieszane uczucia co do trzeciej już generacji Korando, które po faceliftingu trafiło w moje ręce. Czas przejść jednak do konkretów i tym razem zacząć od ciemnej strony mocy.
Korando to 4,4-metrowy crossover, który w porównaniu do starszych modeli koreańskiego producenta wydaje się być dziełem sztuki. Trzeba otwarcie przyznać, że Rexton lub Rodius to wizualnie bardzo dyskusyjne samochody. Na szczęście nowe Korando wygląda już europejsko, aczkolwiek bardzo mocno przypomina mi powiększonego Opla Mokkę, zwłaszcza z tyłu auta, gdzie reflektory są prawie identyczne. Z przodu jednak są to już nowoczesne reflektory ksenonowe. Uwagę zwracają również klamki auta, które posiadają falowaną powierzchnię.
fot. mat. prasowe
Ssangyong Korando - tył
Niestety to, że auto wygląda już w miarę, nie oznacza, że jest to jego zaletą. Dla mnie Korando pod względem wizualnym jest przeciętne. Testowany egzemplarz polakierowany na biało z chromowanymi elementami (relingi) i przyciemnionymi tylnymi szybami oraz atrakcyjnym wzorem aluminiowych felg nie powalił z nóg. Samochód jak na terenowca przystało, oprócz niezbyt wygórowanego 18-centymetrowego prześwitu, posiadał jeszcze modne i off-roadowe czarne, plastikowe nakładki na nadkolach, progach i zderzakach.
fot. mat. prasowe
Ssangyong Korando - grill
Nowocześnie nie jest również we wnętrzu samochodu. Środek jest ciemny, plastikowy z przeciętnej jakości materiałów. Oczywiście nic nie trzeszczy i się nie deformuje, ale w dotyku czuć, że nie jest to europejska półka. Poza tym niektóre przyciski i rozwiązania ergonomicznie pamiętają lata 90. Takich niedoróbek jest niestety sporo. A to nie do końca działające elektryczne składanie lusterek, a to oświetlenie wnętrza, które włącza się dopiero po otwarciu drzwi, a nie wyciągnięciu kluczyka ze stacyjki lub odryglowania centralnego zamka. To znów dziwny schowek w okolicy złącz USB i HDMI lub niby automatyczne światła, które i tak trzeba włączyć pokrętłem. Może to szczegóły, ale przyznacie, – lekkie „fakapy”…
fot. mat. prasowe
Ssangyong Korando - z przodu i boku
Na kolejny minus, który zabiera frajdę z jazdy Ssangyongiem Korando zapracował napęd auta. Crossovery coraz rzadziej mogą pochwalić się 4×4, aczkolwiek konstrukcja AWD w tym „koreańcu” to swego rodzaju projekt podobny do Haldexa. Niestety nie tego najnowszego, piątej generacji, a raczej trzeciej lub czwartej. Dołączana tylna oś działa nie do końca tak jakbyśmy tego chcieli. Auto często potrafi buksować przednimi kołami, a napęd za późno dołącza tylną pomoc. Przyciskiem można zblokować napęd, dzięki czemu stale między osie trafi po połowie mocy – taka opcja działa jednak tylko do 45 km/h.
fot. mat. prasowe
Ssangyong Korando - z przodu
Nie oznacza to jednak, że taka opcja jest bez sensu. Na pewno od czasu do czasu wyrwie nas z zimowych opresji. Tak jak choćby podczas mocnych opadów śniegu w czasie powrotu do Warszawy, by oddać samochód. W Krakowie w tym samym czasie pogoda była z goła odmienna.
fot. mat. prasowe
Ssangyong Korando - z boku
oprac. : Konrad Stopa / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)