Mercedes CLS jak dobre wino
2015-08-19 12:04
Mercedes CLS © fot. mat. prasowe
Przeczytaj także: Mercedes-AMG GT S wart swojej ceny
Zapytany kiedyś podczas konkursu na korporacyjnej imprezie o to, co jest dla mnie w życiu najcenniejsze, odpowiedziałem bez wahania - spokój. Dostałem za to jakiś prezent od sponsorów, który zgubiłem wychodząc stamtąd jak Kopciuszek przed północą na "dwóch", a nie "czterech" nogach, jak to się niektórym zdarza. Inni pytani współtowarzysze od kieliszka – pamiętajcie, że towarzystwo było mocno korporacyjne – odpowiadali: „pieniądze”, „bogactwo”, „sztabki złota”, „własny jacht na Kajmanach”; słowem wszystkie synonimy PLNów, dolarów, euro czy kubańskich peso. Zdziwieni, że wśród lekko już pijanych imprezowiczów nie padły odpowiedzi w stylu: „rodzina”, „miłość”, „zdrowie”, „pasja”? Ja nie, ale zostawmy to psychologom i socjologom.Zajmijmy się słowem „spokój”. Są bowiem różne formy tego stanu. Może być np. „święty spokój” podczas wygrzewania się jak wieloryb na plaży – zdecydowanie nie polecam; można się nabawić raka skóry, poza tym to strasznie nudne. Może też być „spokój, nic się nie dzieje” w pracy (każdy chyba to lubi). Trzecią opcją jest „spokój, jako doznanie empiryczne”. Takiego właśnie spokoju doświadczyłem za kierownicą Mercedesa CLS-a z 3-litrowym, mocnym dieslem pod maską.
Gdy w 2004 roku Mercedes zaprezentował CLS-a niektórzy pukali się w czoło. Oto bowiem na klasowo zabetonowanym rynku aut pojawiło się coś nowego – samochód, który otworzył zamknięte drzwi między klasą E a klasą S. Odtąd jednak każdy, kto miał wystarczająco dużo pieniędzy na „eSkę”, ale nie chciał takiego przepychu i blichtru, a jednocześnie oglądanie zwykłej E-klasy codziennie w garażu szybko by mu obrzydło, mógł wybrać coś zupełnie innego – kształtne coupe, którym od biedy można jeździć na tylnej kanapie z etatowym kierowcą z przodu. Pierwszy CLS nie był szczególnie ładny, ale i tak Mercedesowi udało się osiągnąć coś niesamowitego – dzisiaj każdy liczący się producent aut Premium ma w swojej ofercie 4-drzwiowe coupe i każde z nich, czy to spojrzymy na Audi A5, A7, BMW 4 czy wreszcie CLS-a lub mniejsze CLA, cieszy się ogromną popularnością.
CLS bardzo dobrze radzi sobie z upływem czasu, lecz pomógł w tym na pewno facelifting, któremu Mercedes został poddany w 2014 roku. I choć bryła jest nadal taka sama jak w egzemplarzu sprzed 11 lat, została ona znacznie uszlachetniona efektownymi przetłoczeniami. W rezultacie CLS MY2015 to dojrzałe, bardzo nowoczesne, a co najważniejsze – wciąż zwracające na siebie uwagę auto.
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - przód
Głównym elementem przyciągającym wzrok jest przód pojazdu, a to głównie za sprawą uzbrojonego w kryształki grilla – takiego samego jak w mniejszym CLA (niedawno zresztą przeze mnie testowanym – klik). Nad nim góruje masywna maska, od której odchodzi, będący częścią pakietu AMG, przedni zderzak z olbrzymimi wlotami powietrza. Poza tym „pakietowe” są również felgi oraz nieco zmieniony zderzak tylny. Tył ze smacznie wpompowanymi lampami z diodami LED również nie psuje wizji całości, chociaż najbardziej z całego nadwozia przypomina ten z pierwszego 4-drzwiowego coupe Mercedesa z 2004 roku. Gdyby nie niżej opadający dach z łatwością można CLS-a pomylić z poprzednią klasą S, co chyba jest pozytywne, zważywszy na pieniądze, które musimy pozostawić w salonie płacąc za to auto (o czym w dalszej części testu). Mnie jednak zabrakło nieco odwagi stylistów w komponowaniu smaczków – tych po prostu brakuje. No i ten kolor – CLS o wiele lepiej wyglądałby w jaśniejszej tonacji.
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - wnętrze
Osobnym tematem, któremu z przyjemnością poświęcę cały akapit są przednie reflektory testowanego CLS-a. W zasadzie mówienie o nich „reflektory” to tak jak o wodzie perlage zwykła kranówa. Nie są to bowiem zwykłe światła wyposażone w żarówki H7 w typowym kompakcie, tylko system oświetlenia Multibeam LED składający się z adaptacyjnych reflektorów przednich, które umożliwiają jazdę na światłach drogowych cały czas, bez konieczności przełączania na światła mijania, nawet gdy z przeciwka nadjeżdża samochód. Brzmi fajnie? A jak wygląda! Moment zapalenia 24 modułów systemu Multibeam to prawdziwe widowisko. Światła nie zapalają się od razu, tylko powoli, w zależności od stopnia ciemności, 4 jednostki sterujące, monitorujące pracę 100 razy na sekundę (!!!), decydują o uruchomieniu kolejnych sektorów. Wygląda to naprawdę obłędnie, ale też rewelacyjnie świeci. Bez względu na warunki panujące na zewnątrz – czy jest ciemna noc, czy jedziemy przez las, czy pada deszcz – kierowca ma przed sobą idealny snop światła rozświetlający wszystko jak w dzień. Moim zdaniem to najbardziej przydatna na co dzień opcja z listy dodatków do CLS-a.
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - z boku
Wnętrze, choć bardzo wyrafinowane pod względem użytych do jego wykończenia materiałów – dominuje skóra, aluminium i prawdziwe drewno, nie gwarantuje sportowych emocji. Jest po prostu przytulne i trochę, jak dla mnie, za pstrokate. Mam wrażenie, że projektant chciał za bardzo nafaszerować CLS-a luksusem. Górna część deski rozdzielczej – obszyta oczywiście jasną skórą – nie wygląda, jakby stanowiła całość z dolnym panelem. To, co na dole natomiast jest mocno przeładowane przyciskami, mało intuicyjne i za bardzo przypomina rozwiązania z tańszych modeli Mercedesa. Do tego kotła, w którym Niemcy gotowali luksusowe wnętrze CLS-a, na samym końcu dorzucony został ekran LCD obsługujący system infomedialny, który, tak jak w CLA, przyczepiony został do górnej części kokpitu – szkoda, bo to zalatuje niestety taniością. Trudno nie odnieść więc ważenia, że projekt wnętrza to tak naprawdę pomieszanie z poplątaniem; porządnie wyglądające materiały najwyższej próby, przeplecione jarmarcznym stylem.
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - z tyłu i boku, fot.2
Po zajęciu miejsca na fotelu kierowcy nie ma jednak potrzeby zastanawiać się nad wyglądem deski rozdzielczej czy kolorystyką wnętrza. Świetna pozycja za kierownicą, rewelacyjny fotel, który można na wszystkie sposoby przesuwać i ustawiać pod siebie i genialna, ucięta u dołu kierownica – gruba, masywna, taka jak lubię, szybko do siebie przekonują. W zasadzie po tym jak wsiadłem do CLS-a na pierwsze 15 minut, by przejechać spod salonu Mercedesa pod pracę, nie chciałem już z niego wysiadać. Gdy dodamy do tego funkcję aktywnego fotela, który dopompowuje boczki podczas każdego skrętu oraz bardzo wydajny, czteroprogramowy system masujący, otrzymujemy samochód zdolny przewieźć nas, bez żadnego zmęczenia, nawet na koniec Europy.
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - tył
Przyjemność z jazdy podkreśla też rewelacyjnie grające audio firmy Harman Kardon, co z wyjątkowym wyciszeniem pojazdu współgra tak, że łatwo poczuć się jak na najlepszej sali koncertowej. Co do reszty multimediów, to zastrzeżenia mam jedynie do nawigacji - najpierw trzeba bowiem cierpliwie przebrnąć przez jej zawiłe ustawienia, żeby wybrać cel, a potem nastawić się na to, że nawigacja w aucie za pół miliona złotych może nagle zgubić trasę (zdarzyło mi się to 3 razy w okolicach Gdańska).
fot. mat. prasowe
Mercedes CLS - wnętrze, fot.2
Olbrzymi plus wystawiam Mercedesowi za to za wskaźniki; są nie tylko bardzo ładne, ale i mimo ukrycia ich w tubach bardzo czytelne. Minus? Cóż, jeżeli lubisz pić w czasie jazdy, to projektanci tego bardzo wygodnego wnętrza z mnóstwem schowków i przydatnych podłokietników nie przewidzieli nigdzie miejsca na kubek lub butelkę. Trochę słabo.
oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)