Designerski Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition
2014-12-01 17:49
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition © Adam Gieras
Przeczytaj także: Citroen C4 Cactus 1.2 PureTech Shine może nieco rozczarować
Styliści, tworząc Cactusa, pozwolili sobie na sporą dawkę szaleństwa. Można odnieść wręcz wrażenie, że w dniu zatwierdzania jego projektu do pracy nie przyszedł żaden ponurak. Tylko na niego spójrzcie. Trzy rzędy lamp z przodu, w tym wysoko umieszczone diody LED do jazdy dziennej, ogromna ilość blachy, zaokrąglone symetrycznie nadwozie oraz przełamujące tę symetrię relingi dachowe – wszystko to powoduje, że Cactusa nie da się pomylić z żadnym innym autem.fot. Adam Gieras
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition - przód
Spisali się też specjaliści od różnej maści gadżetów. Na pierwszy plan wychodzą specjalne panele bąbelkowe –„airbump” przytwierdzone do boków samochodu. Wypełniono je powietrzem, a ich zadaniem jest ochrona auta przed drobnymi zarysowaniami parkingowymi. Prawda, że pomysłowe? Ale to nie koniec. Na resztę nowinek zapraszam do środka. Znajdziemy tu m.in. poduszkę pasażera nietypowo umieszczoną w nadszybiu – „airbag in roof”, dzięki czemu udało się wygospodarować miejsce na bardzo pojemny i przydatny schowek. Miłośnicy retro stylistyki docenią zapewne fakt, że standardowe „trzymaki” do zamykania drzwi zostały zastąpione przez skóro podobne paski, a fanatykom amerykańskich filmów drogi, w Cactusie z automatyczną skrzynią, spodoba się zamontowana z przodu zamiast foteli kanapa, którą można przedzielić wygodnym podłokietnikiem.
fot. Adam Gieras
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition - wnętrze
Na desce rozdzielczej ilość przycisków została ograniczona do minimum – klimę, audio czy ustawienia auta obsługujemy za pomocą ekranu przyczepionego do panelu środkowego. Nie jest to zbyt wygodne, a na pewno już bezpieczne rozwiązanie – konia z rzędem temu, kto w zimie, w rękawiczkach zmieni ustawienia temperatury bez odrywania wzroku od drogi – ale całość wygląda dość nowocześnie. Szkoda tylko, że miejscami plastiki nie są najlepszej jakości, kierownicę ustawić możemy jedynie w pionie, a elektryczne szyby zostały pozbawione funkcji „auto”.
fot. Adam Gieras
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition - przednie fotele
Pozycja za kierownicą jest jednak wygodna i co najważniejsze – siedzi się wysoko, dzięki czemu w nocy samochody jadące z naprzeciwka nie oślepiają. Spodobało mi się też ukształtowanie przednich siedzeń. Są sprężyste i choć przypominają raczej kanapę przed telewizorem, na zakrętach ciało z nich nie wypada. Zapewniają też dużo miejsca. Na tylnej kanapie również jest przestronnie, ale jej ukształtowanie i dość krótkie oparcie nie przypadły mi specjalnie do gustu. Jeśli natomiast spojrzymy globalnie na ilość oferowanej przestrzeni w środku, to mało kto będzie narzekał. W Cactusie bowiem bez problemu zmieszczą się 4 osoby, od biedy nawet pięć, oraz ich bagaż. Wszystko to zasługa wynoszącego 2,6 metra rozstawu osi, który udało się osiągnąć poprzez rozstawienie kół po „kątach” karoserii.
fot. Adam Gieras
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDI Shine Edition - widok z boku
Przejdźmy do wrażeń z jazdy. Jeździłem dwiema odmianami Cactusa. Pierwsza, słabsza, którą miałem okazję testować podczas oficjalnej prezentacji auta w Łodzi, była wyposażona w silnik o pojemności 1.2 litra, generujący mało powalające 82 KM. Ten sam silnik w najmniejszym Citroenie C1 jest więcej niż wystarczający, ale do Cactusa jakoś mi nie pasował.
Samochód przyspieszał z wyraźnym oporem, niechętnie wkręcał się też na obroty, a 12,9 sekundy do 100 km/h tylko na papierze wygląda dobrze. Do tygodniowego testu otrzymałem wersję ze słabszym w gamie dieslem 1.6 e-HDI o mocy 92 KM ze zautomatyzowaną skrzynią ETG6. Ten silnik to znana i ceniona jednostka koncernu PSA. Cactus w nią wyposażony przyspiesza do 100 km/h (z automatem) w 12,6 sekundy. Niby tylko 3 setne lepiej od 82-konnego benzyniaka, ale wrażenie jest jakby to było minimum 3 sekundy. I to mimo dość powolnie zmieniającej biegi skrzyni – po każdym wrzuceniu przez nią wyższego biegu samochodem szarpie jak statkiem po falach oceanu. Ale i tak to wrażenie jest o wiele lepsze, niż w podobnie skonstruowanej skrzyni biegów w testowanym przeze mnie na początku jesieni Seacie Mii A/T. Jest za to w tym automacie coś, co bardzo przypadło mi do gustu, a mianowicie jego obsługa. Wystarczy bowiem jedynie nacisnąć przycisk i w drogę. Prościej się już nie da.
oprac. : Adam Gieras / Motoryzacyjnie Pod Prąd
Przeczytaj także
Skomentuj artykuł Opcja dostępna dla zalogowanych użytkowników - ZALOGUJ SIĘ / ZAREJESTRUJ SIĘ
Komentarze (0)